Fakt24: Małe dziecko – mały problem, duże dziecko – duży problem. Twoja latorośl, WOŚP, kończy w tym roku 25 lat. Dostarczyła Ci dotąd więcej kłopotów czy radości?
Jerzy Owsiak: Czuję ogromną dumę. Na szczęście problemy nie narastają. Najtrudniej było trzy lata temu, gdy atakowano mnie i Orkiestrę z każdej strony. Ale to tylko dodało sił mnie i całej Fundacji. Przecież tyle fajnych rzeczy udało się zrobić.
Za kilka dni kolejny finał Orkiestry. To będą huczne „urodziny”?
– Nie mogę się doczekać! Ciągle ktoś przychodzi, przed chwilą wyszedł ode mnie Michał Urbaniak, muzyczny wzór, który zaimponował mi w młodości. Jako artysta jazzowy odniósł ogromny sukces w USA. A teraz ofiarował Orkiestrze swoje skrzypce, specjalnie dla niego wykonane, za co jestem mu wdzięczy. Wcześniej był tu sztab z Cegłowa, który przyniósł piękny album – zebrali w książce obraz swojej społeczności na przestrzeni wieków. Piękna sprawa. Jak mnie pytasz, czy to dziecko sprawia jakiś problem, to wiem jedno, gdyby stwarzało, ludzie omijaliby je szerokim łukiem. A tu nie ma żadnego focha, robimy same dobre rzeczy.
Pamiętasz narodziny WOŚP?
– To dziecko, jak je nazwałaś, mówiło wówczas cienkim głosem, chcieliśmy zebrać pieniądze na jedno urządzenie, to miała być jednorazowa akcja, a dziś? To wielka machina, niesamowity czas w polskiej historii. Udowodniliśmy, że potrafimy się jednoczyć, pomagać, być równie pozytywnie nastawieni do takich akcji, jak inne narody. I potrafimy się dobrze bawić nie tylko latem na pikniku, ale i w środku zimy. Nigdy nie miałem takiej satysfakcji, co dziś. Para nie poszła w gwizdek. Cieszę się, że wszystko tak styka!
Co w tym roku kupi Orkiestra?
– Zwiększamy ilość sprzętu w miejscach, gdzie już on jest. Geriatria zostanie wzmocniona dodatkowymi urządzeniami – mieli jeden wózek do kąpieli, będą mieć dwa. Pediatria, która wymaga odświeżenia, zostanie doposażona w tysiąc łóżek i nowe ultrasonografy, kardiomonitory, pompy infuzyjne, czyli sprzęt który po kilku latach się już zużył.
W ubiegłym rok padł rekord, udało się zebrać 72 mln. Ile będzie teraz?
– Gdybym był sportowcem, moja ambicją byłoby pobicie dotychczasowego rekordu. Fundacja rządzi się innymi prawami, jesteśmy pełni pokory, ucieszymy się z każdej kwoty. Rekordem jest, że mamy w tym roku 1700 sztabów, o 30 więcej niż rok temu.
Pewnie nieraz zastanawiałeś się, od czego zależy ta kwota, co sprawia, że akurat tyle udało się zebrać.
– Choć brzmi to abstrakcyjnie, wiele zależy od wypowiedzi polityków, np. posła PiS Stanisława Pięty. Na pewno miało to wpływ na hojność Polaków – w sumie zebraliśmy 20 mln więcej niż podczas poprzedniego Finału.
Poseł ostrzegał mundurowych przed angażowaniem się w tę „hecę”. To wam pomogło?
– Ludzie pomyśleli, a co mi będzie taki człowiek mówił, co mam robić jako wolontariusz? I dali więcej. Oczywiście boję się, że w tym roku nie uda się zebrać aż 70 mln. To ogromna suma, ale naród jest do Finału gotowy.
Co masz na myśli?
– Z badań firmy Millward Brown wśród elektoratu PiS – zaznaczę na początku, że nie były to badania zrobione na nasze zlecenie – wyszło, że ponad 80 proc. ankietowanych akceptuje nasze działania. A więc nie jest tak, że ten elektorat nas nie lubi. A wręcz przeciwnie, podchodzi do nas z szacunkiem.
Ktoś mógłby powiedzieć, że to tylko ankieta jakich wiele.
– Dlatego i my zrobiliśmy badania. Zapytaliśmy tysiąc osób, była to ankieta „face to face”. Możesz nie wierzyć, ale słupki przychylnych nam ludzi układały się niemal identycznie, jak sympatie dla partii politycznych na dzień dzisiejszy. Najwięcej lubiących nas było wśród sympatyków PiS, w dalszej kolejności zwolennicy: PO, .Nowoczesna i pozostałe partie. Oznacza to, że tysiąc osobowa grupa badanych w sposób naturalny ułożyła się w statystyczną Polskę, która wierzy w naszą rzetelność, a nie w spiskowe teorie i wymysły hejterów.
Jak wspomniałeś na początku, trzy lata temu było najtrudniej. Przerwałeś konferencję, wyrzucając z niej dziennikarza, który zapytał cię o finanse twoich firm.
– Nie wyrzuciłem dziennikarza. Zrobiły to służby porządkowe i nie ja o tym decydowałem, ale przeprosiłem go za całe zajście jeszcze tego samego dnia na antenie III Programu Polskiego Radia. To był zorganizowany hejt i jeszcze raz podkreślam, przeprosiłem. Dziś wiem, jak działa świat hejterów, że wiele środowisk po prostu ich kupuje. Jak mawiał klasyk, prawdziwa cnota krytyki się nie boi. Nawet jeśli ktoś ma do mnie negatywny stosunek, prędzej czy później, potknie się o Orkiestrę. Od noworodka do seniora. Chyba nie ma osoby, która nie skorzystałaby ze sprzętu z czerwonym serduszkiem. Trzeba być ślepym, by tego nie dostrzec.
Jeden z hejterów, z którym walczysz od lat w sądzie, wiele ci zarzuca. Nazwał twoje działanie brutalnym marketingiem z wykorzystaniem ludzkich tragedii i emocji.
– Byłem przez niego oskarżany chyba o wszystko, w tym – defraudację pieniędzy z Fundacji. Ale wygrałem z nim w sądzie, dlatego nie istnieje już w mojej świadomości. Zwrócił mi 19 tys. zł, co i tak nie pokryło wszystkich poniesionych przeze mnie kosztów, w tym moralnych. Wiedziałem, że jego rodzina jest w trudnej sytuacji (bloger w sądzie wielokrotnie podkreślał, że jest bez pracy). Chciałem zwrócić jego żonie te pieniądze. Ta kobieta nie miała bladego pojęcia, co jej mąż wypisuje w sieci. Na sali sądowej przeżywa stres, podobnie jak ja. Chciała zresztą ze mną porozmawiać, ale została zagłuszona wyzwiskami męża. Wtedy pomyślałem, że to kompletnie inna planeta, pełna pretensji i fochów.
Ile spraw miałeś przez te 25 lat?
– Procesowałem się tylko z nim, miałem 3-4 sprawy. Wszystkie wygrałem, w jednej z nich jest apelacja, bo nazwałem gościa nierobem, a sąd uznał to za obraźliwe. W mojej ocenie to było adekwatne, bo przyznał, że jest bezrobotny, dlatego złożyłem odwołanie. Nauczyłem się wtedy, że będąc osobą publiczną, musisz zdawać sobie sprawę, że każde słowo jest mielone na cztery i może kogoś urazić, że ktoś cię świadomie sprowokuje, bo ma w tym interes. Dlatego czasem lepiej ugryźć się w język.
Żałujesz, że się z nim procesowałeś?
– Trudno siedzieć cicho, kiedy ktoś ci grozi czy atakuje. Hejt to choroba XXI w. Choćby w USA, gdy kogoś obrazisz w sieci, spotyka cię za to dotkliwa kara. U nas jest z tym trudniej, dochodzi do dziwnych sytuacji, wyroków. Piękny przykład walki z hejtem dał jeden z kulturystów, Michał Karmowski. Umieścił w internecie film z wypowiedzią dzieciaka, który go obrażał. Nie odpuścił, choć tropił go kilka miesięcy.
Czym najbardziej wkurzasz hejterów? Chodzi o kasę?
– Myślę, że nie kasy mi zazdroszczą. Dla niektórych wszystko ze wszystkim się łączy, wmówią ci, że jesteś z jakiegoś układu. I nieważne czy jesteś super sprzedawcą, politykiem czy sportowcem. Widzą, że wyróżniłeś się z tłumu. To najbardziej denerwuje i wywołuje zazdrość.
Ile zarabiasz dzięki WOŚP?
– Nic. Dostaję kilka tysięcy pensji ze spółki „Złoty Melon”, która czerpie zysk z marketingu, produkcji materiałów promocyjnych, koszulek, kubków, programów medycznych, komercyjnych wykładów dla firm. Niektórzy myślą, że mam grube miliony z WOŚP, a prawda jest taka, że ani razu nie rozliczyliśmy zbiórki tak, by wzbudziło to wątpliwości urzędu skarbowego, ZUS, ministerstwa zdrowia.
Czego dotyczą wykłady, które prowadzisz? To dochodowy interes?
– Nie jestem trenerem osobistym, bo nie mam na to czasu, ale jestem zapraszany jako wykładowca na spotkania firmowe – to takie typowe wykłady motywacyjne. Wlewam w ludzi energię, opowiadam im o tym, jak od zera, dwuosobowej ekipy programu „Róbta, co chceta”, można dojść do tego, co udało mi się osiągnąć.
Zarabiasz po kilkadziesiąt tysięcy za wykład, jak byli prezydenci?
– Chciałbym mieć takie stawki. Ale te, co mam, w pełni mnie zadowalają. Dodam, że podatki pożerają lwią część moich zarobków. I dzielę się w ten sposób z narodem. Nie zachowuję się jak amerykańscy czy francuscy celebryci, którzy przyjmują rosyjskie obywatelstwo, by płacić fiskusowi mniej.
Pamiętam, jak kiedyś pokazałeś swoje mieszkanie. Dlaczego to zrobiłeś?
– Bo zaczęto cuda w internecie wypisywać o moim mieszkaniu! Nie wstydzę się tego, ciężko na to zapracowałem. Mam 120 metrów na zwykłym osiedlu na Ursynowie. I czuje się tam bardzo dobrze. Może kogoś denerwuje, że mam więcej niż inni. Ale wszystko jest dokładnie udokumentowane, każdy przelew bankowy. Kiedyś pojawiła się plotka, że konkurujemy z Caritasem. To kompletna bzdura, bo przecież wielokrotnie sam Caritas w oficjalnych komentarzach pisał, że każda z naszych organizacji robi najlepiej jak potrafi to, do czego jest powołana. O rywalizacji nie ma mowy.
Dajesz na Caritas?
– Kupuję świece Caritasu i nie tylko w ten sposób pomagam. Nie ma takiej możliwości, bym obojętnie przeszedł ulicą i nie dał pieniędzy grajkowi. To jest coś tak naturalnego dla mnie, że nie wyobrażam sobie, bym np. nie przekazał 1 proc. podatku na szczytny cel. Od lat z żoną pomagamy Wioskom Dziecięcym SOS.
Czym podpadłeś Jackowi Kurskiemu, szefowi TVP, że zrezygnował z transmisji finału WOŚP w TVP2 i zrobił swój charytatywny „show” „Polska pomaga”, reklamując inicjatywę jako „coś w rodzaju Narodowej Wielkiej Orkiestry Codziennej Całorocznej Pomocy”.
– Jacek Kurski się nas przestraszył. W zeszłym roku, gdy po zmianie władzy pojawił się w TVP, umówił się z nami na dwa dni przed finałem, by przegadać, co się będzie działo w studiu. Zamiast niego przyszedł Maciek Chmiel, ówczesny szef Dwójki. Kurski nie przyszedł, a 24. Finał wyszedł fantastycznie i był to ostatni kontakt z telewizją. W tym roku TVP kompletnie wymazała WOŚP z telewizji.
Jednym słowem, Jacek Kurski wykasował cię z ramówki.
– Zbaraniałem. Ale czego się spodziewać po ludziach z nadania PiS. To amatorszczyzna niemająca nic wspólnego z profesjonalną telewizją. Bo przecież transmisje Orkiestry były najlepsze w Europie. Widziałaś, jak wyglądają relacje z podobnych akcji gdzie indziej?
Na przykład?
– We Włoszech pojawiają się na ekranie jakieś obwieszone brylantami laski i przepiękni, niczym ułani, młodzi mężczyźni. Nawijają coś w kółko, a ludzie wysyłają SMS-y. Oglądasz ten show 15 minut i masz dość, myślisz: wrócę za trzy godziny, bo już mnie nudzi. Nikt nie robił tego jak TVP. I wszystkim powtarzam: nigdy wcześniej nie robił tego prezes, a robił to cały sztab ludzi z TVP: kierownicy produkcji, operatorzy, montażyści i wielu, wielu innych. Sam Kurski nigdy w życiu tego nie zrobi!
Ostro.
– Bo nie można tak działać. Co ma powiedzieć widz, który od 24 lat ogląda finały WOŚP w telewizji? Przecież on pomyśli, że może to za karę, bo nie zapłacił abonamentu i mu program wyłączyli. Wkurza mnie, że Kurski nawet nie dał mi szansy, by porozmawiać, bo chętnie bym go zapytał, co źle robię, może się jąkam, jestem źle ubrany? Ten finał oglądała cała Polska.
A co mówili Ci inni pracownicy TVP?
– Ci sami ludzie, którzy prowadzą dziś „Wiadomości”, np. pani Danuta Holecka – wtedy była w TVP Info – rozmawiała ze mną przed 24. Finałem jak serdeczna przyjaciółka. Miała w oczach łzy jak grochy i mówiła: „Jurek, jestem wzruszona jak widzę te serduszka”. A teraz cisza. Cóż, już rok temu w TVP2 nawet nie zrobili podsumowania zbiórki, nie podali, że padł rekord. Nic.
Jesteś zadowolony, że w tym roku TVN będzie relacjonował finał?
– Bardzo, ale przypominam, wysłałem najpierw list do TVP, nic mi nie odpisali, więc zapytałem TVN. Nie pytałem Polsatu, bo wysyłaliśmy zapytania kilka lat pod rząd i nikt nigdy nie odpowiadał. W TVN absolutna profeska, bardzo dobra atmosfera, a przede wszystkim wszyscy nawzajem sobie z całych sił kibicujemy, bo wyzwanie jest ogromne – gramy w plenerze!
W tym roku pierwszy raz nie będzie znaczków Poczty Polskiej z 25 finałem WOŚP. Jak to odczytujesz?
– Polityk robi nie tylko telewizję, ale i pocztę. Nie wiem, jak to rozumieć, skoro Poczta przez lata była naszym przyjacielem. Co zrobiliśmy, że wypadliśmy ze znaczków? Dlaczego zastąpiono nas znaczkami… z Myszką Miki? Cieszy mnie, że dostałem ostatnio nietypową przesyłkę. Ktoś zamówił na Poczcie Polskiej znaczki z logo WOŚP i zapłacił za nie ze swojej kieszeni. Na przesyłce znalazł się znamienny napis: „my się na was nie gniewamy”. Dostaliśmy też znaczki zamówione w innych krajach, i takie symboliczne, zrobione z tektury. Więc przekuwamy to w sukces.
Czujesz się zbanowany przez „dobrą zmianę”?
– Wielu pewnie tak myśli: „hurra, wreszcie Owsiak nie będzie miał ochronnego klosza”. Ale my go nigdy nie mieliśmy. Każdy może nas sprawdzić i sprawdza w regularnych i zapowiedzianych kontrolach. Traktujemy to bardzo standardowo i nie widzimy w tym żadnej teorii spiskowej dziejów. W tym roku zresztą wydaliśmy książkę, zebraliśmy kilkaset stron historii zwykłych ludzi, którzy zbierali lub dawali pieniądze na WOŚP, a po latach ta pomoc do nich wróciła. Ich dziecko trafiło do naszego inkubatora, albo babcia znalazła się na super wygodnym łóżku na oddziale geriatrycznym. To efekt pracy miliona ludzi. Więc nie rusza mnie, jak ktoś zaciera ręce, że Poczta nie wydrukowała znaczków „cwaniaczkowi Owsiakowi”.
Minister zdrowia Konstanty Radziwiłł mówił rok temu, że wesprze Orkiestrę, wrzuci do puszki. Czujesz wsparcie chociaż z jego strony?
– Dziękuję, że wrzuca, ale wsparcie z jego strony jest zerowe, nie pomaga w ogóle.
Zawiodłeś się na nim?
– Geriatria, którą odnowiliśmy, nie doczekała się nawet słowa: „dziękuję”. Podobnie jest z zakładami opiekuńczo-leczniczymi, najbardziej zaniedbanymi placówkami, które otrzymały od nas bardzo dużo fantastycznego sprzętu medycznego. Z panem ministrem pierwszy i ostatni raz rozmawiałem w momencie konfliktu z pielęgniarkami z Centrum Zdrowia Dziecka. Prosiłem go, by zwrócił uwagę na problemy pracownic szpitala. Po tej rozmowie pojechał do Centrum, ale trudno mu było się dogadać. Jego zachowanie odebrałem jako bardzo nieprzystępne.
Z poprzednimi ministrami lepiej się współpracowało?
– Najlepiej z ministrem Ryszardem Żochowskim z SLD, który na łożu śmierci podpisywał zestawienie, jaki sprzęt kupujemy my, a jaki resort. I z Markiem Balickim, który sprawił, że badania słuchu stały się tak popularne. Nikt na świecie nie robi ich na taką skalę!
A ministrowie PO?
– Z Kopacz i Arłukowiczem było kurtuazyjnie. Bez szału.
Jak powinna wyglądać taka współpraca?
– My kupujemy sprzęt do diagnostyki, ale szpital nie zawsze stać, by go utrzymać, wybudować odpowiednie pomieszczenie lub nie ma pieniędzy na pensję dla technika. Gdybyśmy dogadali się z ministerstwem, można byłoby pogodzić, zaplanować, kto daje na co i ile. Podobnie z ministerstwem edukacji, z którym ciężko się porozumieć. A przecież my jako Fundacja uczymy dzieci pierwszej pomocy. Dzięki dobrej woli ministerstwa można by wprowadzić taki przedmiot do szkół, uczyć od małego ratowania życia.
Proponowałeś takie rozwiązanie któremuś z ministrów edukacji?
– Żadna z kobiet na stanowisku ministra edukacji nie chciała o tym rozmawiać. A przecież od dwunastu lat całkowicie finansujemy naukę pierwszej pomocy we wszystkich szkołach podstawowych w postaci prowadzonych szkoleń i przekazywanych materiałów edukacyjnych, fantomów, etc. Z ponad 12 tysięcy szkól 1/4 robi to z super regularnością, a reszta „zrywami”, w zależności od większej lub większej chęci nauczycieli. Te zajęcia od wielu lat potwierdziły, że dzieci potrafią skutecznie ratować życie ludzkie.
Jest coś, czego po latach żałujesz?
– Nie.
Różnie o tobie mówią. Sam kiedyś gorzko przyznałeś, że czujesz się chłopcem do bicia. Kim teraz jesteś?
– Spełnionym gościem. Nie żadną gwiazdą, co najlepiej sprawdza się, gdy jestem w hotelu i ktoś w recepcji pyta mnie o nazwisko, czy pisze się przez „f” czy „w”. Poza tym jestem obserwatorem tego, co dzieje się w Polsce.
I co widzisz?
– Kuriozum. Że to, co mnie otacza, różne ruchy polityków z jednej i z drugiej strony, przypomina mi powrót do PRL. Boję się bałaganu w Polsce. Słucham tego, co mówią o nas za granicą i nie brzmi to najlepiej. Jestem fanem Polski i nie mogę znieść, gdy ktoś wmawia Polakom, że jesteśmy w ruinie, że musimy to wszystko odbudować, a ludzi powymieniać.
Jeśli już jesteśmy przy politykach, przekażą coś na aukcję?
– W tym roku po raz pierwszy, z wyjątkiem listu do Andrzeja Dudy, nie napisaliśmy do polityków. Nie chcieliśmy stawiać ich w niekomfortowej sytuacji albo sprawić, że będą później odcinali dzięki nam kupony, chwaląc się, że coś z łaski dali.
Prezydent coś wam przekaże?
– Spinki do koszuli, a jego żona – słynną fotografię ze Światowych Dni Młodzieży, na podstawie której powstało mnóstwo memów.
Jak oceniasz prezydenta?
– Kojarzy mi się z takim kawałkiem Eneja, w którym śpiewa: „kiedy wszyscy śpią, ja nie śpię”. Pan prezydent słynie z tego, że pracuje nocą, dlatego napisałam na swoim Facebooku, że błagam, by nim podpisze w nocy jakąś ustawę, obudził żonę, poprosił, by przeczytała dokumenty i coś doradziła. Myślę, że Agata Duda potrafi chodzić swoimi ścieżkami i wie, co robi. Wierzę w jej kobiecy rozsądek. Może gdyby jej posłuchał, miałby szansę zbudować silną pozycję. Szkoda, że tego nie robi, bo jest młody, mógłby zaistnieć, a tak jest przedłużeniem prezesa PiS.
