W lipcu 2015 roku w Swarzędzu doszło do „skoku stulecia”: 46-letni pracownik firmy ochroniarskiej ukradł 8 milionów złotych. Adam K. ukradł furgonetkę z pieniędzmi i ślad po nim zaginął. Mężczyznę zatrzymano dopiero siedem miesięcy później.
Dzisiaj przed łódzkim sądem okręgowym ruszył proces w tej sprawie. Oprócz Adama K. postawiono zarzuty jeszcze pięciu osobom: 47-letniemu Markowi K., który miał brać udział w opracowaniu planu napadu i ubezpieczać przewożenie pieniędzy oraz dwóm konwojentom: 43-letniemu Dariuszowi D. i 47-letniemu Krzysztofowi W. Prokuratura postawiła zarzuty także Agnieszce K. i Wojciechowi M., którzy mieli pomagać w ukryciu skradzionych milionów. Potem wpłacili część pieniędzy na założone właśnie konto bankowe.
Policja tłumaczy, że rozwikłanie całej sprawy trwało tak długo, bo konwojent, którego szukano, zmienił tożsamość i miejsce zamieszkania. Do „napadu stulecia” przygotowywano się bowiem od dawna.
Adam K. twierdzi, że pomysł kradzieży pojawił się ponad rok przed jej dokonaniem. Pomysłodawcą miał być szef firmy ochroniarskiej, Grzegorz Łuczak, który jest przez cały czas poszukiwany. „Właściwą osobę”, czyli Krzysztofa W., znalazł Marek K., kolega Adama.
To właśnie Krzysztof W. najbardziej „poświęcił się” dla kradzieży: zgolił głowę, zapuścił brodę i przybrał na wadze. Już po napadzie pieniądze podzielono w domu Adama K. Jedną czwartą łupu miał dostać poszukiwany Grzegorz Łuczak, który wypłacił sobie 250 tysięcy „na bieżące wydatki”. Pozostałe pieniądze… zakopano na działce.
Wkrótce potem Grzegorz Łuczak wrócił po łup, odkopał pieniądze i zniknął. Zupełnie jak w filmie. Od tamtej pory nikt nie ma z nim kontaktu.
Współpracownicy Łuczaka, którzy nie wykazali się podobną bystrością, przebywają teraz w areszcie. Nawet im trochę współczujemy.
Do jakiego kraju ucieklibyście z takimi pieniędzmi?
